wtorek, 25 grudnia 2012

Prawda?

Miała się tu znaleźć notka, w której narzekać będę na ludzi w przedświątecznym amoku. Miałam też napisać rozprawkę o tym, że niektórzy nie mają za grosz empatii dla kogoś, kto cierpi z tego samego powodu, z którego oni się cieszą i nie mają problemu z tym, by się tym chwalić, choć dobrze znają sytuację drugiej osoby. Miałam wylać swoje żale, spuścić zebrany jad.

Ale po co? Otrzepię kolana, wytrę łezkę z kącika i pójdę dalej. Dostaję to, co powinnam. Po coś się to dzieje.  Może mi się to nie podobać. Mogę na to kląć. Z czasem wyjdzie mi to na dobre. Prawda...?


środa, 28 listopada 2012

Zjeść ciastko i mieć ciastko

Kiedy zakładałam tego bloga, w głowie ułożyłam sobie plan, jak będzie on wyglądał. O czym będę pisać, jak będę pisać... Tak samo, jak założyłam sobie pewnego pięknego dnia, jaka będę ja. Jaka chcę być, jak chcę, by mnie widziano. Ale w obydwu przypadkach skończyło się podobnie. Nie wiem, o czym będę pisać, bo nie wiem, co się wydarzy. Nie wiedziałam wtedy, jaka będę, tym bardziej nie wiedziałam, jaka jestem - i wciąż tego nie wiem. Patrząc na siebie w lustrze i otwierając czasem tego bloga odnoszę takie samo wrażenie. Tu trzeba usunąć, to wymazać, bo choć myślałam, że to część mnie, to tak nie było, nie jest. Mylny obraz w mojej głowie udawał rzeczywistość, która nijak miała się do wyobrażenia. O tyle, o ile łatwo skasować notkę, tak wymazać pewne sytuacje z życia jest już ciężej...

Ego mówi mi, że powinnam ubrać poprzedni akapit w ładniejsze słowa. Wejdę wtedy na poziom tych 'lepszych' bloggerów, którzy piszą z taką lekkością, bezpretensjonalnością. Z humorem, czarem i nonszalancją. Ale ja nie mam na to ochoty. Chyba wolę, by słowa były brudne, odkryte. Surowe. Chcę przede wszystkim szczerości - z nielicznymi osobami, które tu zaglądają i ze sobą. Bym nie stwierdziła za kilka tygodni, że i ta notka jest bez sensu, bo nie oddaje tego, co oddać chciałam. Bo nie jest napisana prosto z serca, a wyciągnięta gdzieś z głowy. Chcę pisać duszą, nie rozumem...

Gryź, jeśli czujesz się zagrożony. Nawet, jeśli realnego zagrożenia wcale nie ma. Nic dziwnego, że skoro ego każe mi tak robić, a mi zdarza się go słuchać, mój pies też go posłuchał. Jakby nie patrzeć, posłuchał mnie. Dobry piesek, prawda? Ale skoro ego to część mnie, a ja słucham ego... No, słucham siebie. Sama sobie każę gryźć, a potem gryzę siebie za to, że pogryzłam. Masochizm?

Chyba najwyższy czas wyciągnąć wnioski z historii Roszpunki...

środa, 7 listopada 2012

Czym jestem?

"Król poszedł do swego ogrodu i zastał tam więdnące i umierające drzewa, krzewy i kwiaty. Dąb powiedział mu, że umiera, gdyż nie może być tak wysoki jak sosna. Gdy zwrócił się do sosny, dowiedział się, że więdnie ona, gdyż nie może znieść, że nie ma takich winogron jak winorośl. A winorośl umiera, ponieważ nie może kwitnąć jak róża. W końcu znalazł jedną roślinę kwitnącą i świeżą jak zawsze - był to bratek. Na swoje pytanie król otrzymał taką odpowiedź: 
- Uznałem, że gdy posadziłeś mnie, chciałeś, żebym to ja wyrósł. Gdybyś chciał dąb, winorośl czy różę, posadziłbyś je. 

A więc pomyślałem: 

jeśli mogę być tym, czym jestem, spróbuję być tym najlepiej jak potrafię. Nie mogę być nikim innym, tylko tym, czym jestem. I staram się być tym czym jestem, na tyle, na ile potrafię."

autor nieznany

piątek, 12 października 2012

Jesień


Czuć, że nadeszła jesień. Nie tylko w powietrzu, ale i w sercu. Wkrada się nostalgia, jakaś dziwna tęsknota za tym, co odeszło. Koło życia kręci się szaleńczo, deszcz kapie na moją głowę zamiast delikatnego głaskania ciepłych promieni słońca oświetlających twarz. Chowam się przed wiejącym wiatrem, owijam szczelnie kokonem, by chłód nie dostał się do mojej skóry. Jego dotyku nie chcę. Zamykam powieki, by oczy nie szczypały od mrozu zwiększającego się z dnia na dzień. Lada moment, a pod ciepłą czapką dźwięki będą grać tylko w mojej głowie, zamiast rozbrzmiewać we wszystkim, co mnie otacza. 
Dobrze posiadać kubek gorącej kawy rozgrzewający dłonie, niepozwalający całkiem zamarznąć...

niedziela, 26 sierpnia 2012

Lekcja numer...

Bo człowiek czasem myśli, że coś wie, ale tak naprawdę gów... nie ma pojęcia.

W wyniku mojej głupoty połączonej z niecierpliwością oraz wieloma czynnikami, na których wymienianie zabrakłoby tu teraz miejsca (a mnie czasu), przeglądałam wczoraj na pewnym portalu internetowym kolejne strony tematu o usuwaniu niechcianych tatuaży. Łączę się z piszącymi tam osobami w bólu, jak na razie nie fizycznym, a psychicznym, bo ten kto tego nie przeżył nie wie, jakie to uczucie posiadać ozdobę, którą, w przypływie paniki, aż chce się zdrapać do mięsa choćby paznokciami. Byle tylko zniknęła. Ale nic to! Czytamy, zapoznajemy się... O, a co to za mądralińska... ,,Było nie robić, skoro teraz chcecie usuwać, a jak już się nie podoba, to zróbcie sobie cover w porządnym studiu!''. No krew się gotuje, myślę sobie: Taka mądra, bo jej to nie dotknęło. Łatwo komuś tak mówić, skoro nie ma pojęcia, co taki ktoś czuje. Zerkam na avatar. Hm, gdzieś go już widziałam! Zerkam na nick. No tak, ten też już znam. 

Tak, to byłam ja. Kilka lat temu. 

Kurtyna. 

sobota, 19 maja 2012

Nie lubię

Nie lubię nocy. 

Nie bez powodu mówi się, że w ciemności czają się potwory. W mojej okolicy jest ich naprawdę wiele, lubują się w wyciąganiu po mnie swoich brudnych łap. Gdy ucieknę od jednego, pojawia się następny, gorszy. Zamykam oczy, oddycham szybko. Nie widzę ich, ale to nie znaczy, że zniknęły. Cichy chichot dobiegający moich uszu sprawia, że przechodzą mnie ciarki. A potem potwór snuje swoją historię...

Nie lubię zasypiać.

Gdybym mogła, w ogóle bym nie spała. Zawsze, kiedy mam się położyć do łóżka, bo zmęczenie nie daje mi już usiedzieć, czuję się bezbronna. Kiedy się już położę - ogarnia mnie strach. Zamykam oczy, oddycham powoli. Byle do rana... Nagle moje płuca przestają działać. Duszę się. Nie mogę oddychać. W głowie pojawia się krótka informacja z napisem "koniec". I tak umieram, co noc. I co noc wracam do żywych. Lampka zapala się na zielono, to jeszcze nie ten moment. Serce przestaje kołatać.

Nie lubię poranków.

Trzeba wstać. Zwlec się z łóżka, które jeszcze parę godzin temu było pułapką. Trzeba przywdziewać uśmiech na twarz, kiedy nie ma się ochoty uśmiechać. Udawać, że jest się szczęśliwym robiąc to, co nie prowadzi wcale do szczęścia. Zasrany bęben maszyny losującej. Marzę o tym, aby ten dzień się skończył, choć jednocześnie pragnę, aby trwał. Bo gdy przyjdzie noc...

Nie lubię nocy.

Ale o tym już wiecie...

niedziela, 6 maja 2012

Echo



I'm out on the edge and 
I’m screaming my name like a fool at the top of my lungs 
Sometimes when I close my eyes 
I pretend I'm all right but it's never enough.

niedziela, 15 kwietnia 2012

W czasie deszczu...

Długo zbierałam się, aby coś tutaj napisać. Może dlatego, że ostatnio piszę więcej z obowiązku, niż dla przyjemności? Czasem trzeba i tak.

Wiosna zdążyła przyjść i odejść. Teraz jakby znowu wraca, choć nieśmiało... Wcale bym się nie obraziła, gdyby wkroczyła raźnym krokiem. Wiosna to moje baterie. Moja pora. Budzę się z zimowego snu, rozkwitam niczym pąki. Mam dużo energii i pozytywnego nastawienia do świata. Jakoś łatwiej z problemami, gdy za oknem zielono...

Zostawienie pewnych spraw pod grubą warstwą lodu było dobrym pomysłem. I nawet jeśli ten lód stopnieje, to woda zabierze ode mnie to, czego nie potrzebuję.

Pomimo, że za oknem deszcz tłucze o parapet, cieszę się, że pada. Deszcz oczyszcza. Zmywa to, co stare, a gdy już to zrobi, to przynosi słońce i tęczę. Trzeba tylko dać się obmyć...

niedziela, 26 lutego 2012

Nim zgasnę

Ktoś mnie wsadził do tego pociągu. Niespodziewanie. I jadę tak, bez biletu. Pasażer na gapę... Pasażer - gapa. Podróż w jedną czy dwie strony? Poza granice czy w obrębie znanej strefy? 

A co, jeśli jesteśmy tylko gwiazdami skrzącymi się na nocnym niebie? Tkwimy w miejscu, czasem spadamy, a nasz upadek spełnia wcześniej niespełnione. Świecimy, by ostatecznie zgasnąć. Małe trybiki w wielkiej machinie wszechświata.

Tańczymy, jak nam grają. Chociaż wcale nie umiemy do tego tańczyć. I nie chcemy tańczyć. Stawiamy stopy w niemym tańcu zniewolenia. Dla czego? Dla jakiej idei? 

Dźwięk poza dźwiękiem, świadomość poza pojmowaniem. 

Wysiadam. Nie wiem, gdzie jestem. Ale JESTEM. I pójdę, pójdę przed siebie. Zatańczę według tylko mi znanych rytmów, zanucę tylko mi znaną melodię. Nie będę tkwić w miejscu. Nie upadnę. Będę świecić moim blaskiem. Znajdę swoją galaktykę bez granic... Nim zgasnę.

piątek, 10 lutego 2012

W końcu mogę krzyczeć, że...!*


Czarne szpony, propozycje, siarki srarki i kamienie. Może kiedyś by to zadziałało, ale teraz? Mogę się co najwyżej zaśmiać pod nosem... 

Nie rozumiem i chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć, po co ludzie (i nie tylko) robią coś, co może skrzywdzić innych i ciągle myślą, że nie odbije się to na nich. To, co czynisz, i tak wróci. Już nie chodzi o samo pojęcie karmy, bo wiadomo, że nie każdy musi w to wierzyć. Ale prosta zasada kosmosu - nic nie znika. Równowaga musi być zachowana i jeśli coś komuś dasz, to również to samo otrzymasz. A jeśli rzucisz w kogoś gównem, to tym gównem również zostaniesz obrzucony... Niekoniecznie przez adresata, a przynajmniej nie bezpośrednio. Po prostu, tak działa wszechświat i jego reguł nie da się zmienić. Można próbować, ale nie należy spodziewać się cudu... ;-) Prędzej czy później. Prędzej czy później...

Ktoś tu chyba zapomniał, że nie tylko jego sprzymierzeńcem jest ogień. A jak to mówią - fight fire with fire. 

Czułam podskórnie, że to rok zmian. I faktycznie, od stycznia dużo rzeczy się zmieniło i nadal zmienia. Nowa praca, nowe doświadczenia. Dopiero zaczął się luty, a tyle już za mną... Ciekawa jestem, co będzie dalej.

*tytuł nie ma raczej nic wspólnego z notką, ale akurat ten fragment tekstu pojawił się w piosence, której słucham, w momencie wymyślania tegoż tytułu, więc został. ;-)


piątek, 3 lutego 2012

Oh, hai...



Pomimo mrozu, szczypiącego w nawet najszczelniej owinięte części ciała, przystanęłam dzisiaj pod blokiem zaintrygowana gawronem, który pożerał słoninę wiszącą na jednej z moich ulubionych brzóz. Gawron odleciał, a ja spojrzałam w górę. Nad moją głową siedziała ta oto urocza istotka, wpatrująca się we mnie równie ciekawie, jak ja w nią. Tak sobie popatrzyłyśmy, po czym każda poleciała / poszła w swoją stronę.

niedziela, 29 stycznia 2012

Epo, Epo...

Miałam co prawda nie wrzucać już tutaj linków do utworów (do tego służy ten drugi blog), ale Eluveitie wypuściło właśnie tak piękny kawałek, że nie mogę nie dodać go i tutaj. Dawno nic mnie aż tak nie chwyciło - ostatnio chyba "Quoth the Raven" tego samego zespołu. 

Epo, Epo, why has thou forsaken me...?

sobota, 21 stycznia 2012

Fotonatura

Zdarzyło mi się około dwóch lat temu, o ile mnie pamięć nie myli - wczesną wiosną, wykonać w Łazienkach zdjęcie ptaka, którego nazwy nawet wtedy nie znałam. Urzekł mnie, tak po prostu, więc go uwieczniłam. Dzisiaj uznałam, że zrobię nieco porządków na dysku z zalegającymi mi już zbyt długo plikami. I odkopałam wcześniej wspomnianą fotkę. Nazwa ptaka od razu przyszła mi do głowy, może z racji tego, że w późniejszym czasie padła w jednej z rozmów z moją przyjaciółką i usadowiła się w pamięci.

Nie wiążę z tym jakiejś większej sprawy, jednak przyczyniło się to do tego, że gdzieś tam kołacze mi się pomysł na bloga tylko ze zdjęciami tego typu - tj. związanymi z naturą. Zrobię tak, gdy uda mi się kupić nowy aparat, bo w starym nieco się popsuło i obawiam się, że mogłoby to czasem mieć zgubny wpływ na pstrykanie. Na razie dodaję właśnie sójkę, a czy będzie coś więcej - pomyślimy. Byle bym się po ten aparat nie wybierała jak... sójka za morze.


poniedziałek, 2 stycznia 2012

Bajka o Miejscu

W małej wiosce położonej u stóp gór żyła sobie samotnie dziewczynka. Jej imię nie jest ważne. Może nawet nie miała imienia… Pewnego dnia usiadła w cieniu wielkiego dębu, gdyż słońce grzało niemiłosiernie i każdy sposób na ochłodzenie ciała był dobry. Po chwili, na trawie tuż obok, przysiadła Gołębica.
- Witaj – powiedziała niezwykle delikatnym głosem ptaszyna.
- Dzień dobry – odparła nieśmiało dziewczynka.
- Nie nudno ci tutaj? Tak samej?
- Czasami… - mruknęła, wyraźnie smutniejąc.
- Nie miałabyś zatem ochoty spróbować czegoś nowego? Wznieść się ze mną, w przestworza? – zapytała Gołębica.
Dziewczynka zastanowiła się chwilę, po czym wstała z ziemi i skinęła głową na zgodę. Wyciągnęła ręce w górę, a Gołębica podniosła ją łapiąc za drobne dłonie. Obydwie zaśmiały się, jednak śmiech w ułamku sekundy przemienił się w pisk. Najpierw pisnęła Gołębica, zaraz po niej dziewczynka, która spadła z powrotem na trawę, lecz bez większych obrażeń, gdyż wysokość nie była zbyt duża. Podążyła wzrokiem w ślad za Gołębicą, ale jedyne co widziała, to mały, odległy kształt… A raczej dwa kształty pochłonięte nieznanym tańcem. Na trawę spadły pióra: szare, zielone i różowe. Chyba się zmęczyły, pomyślała o kształtach dziewczynka, bo w pewnym momencie jeden z nich oddalił się i zniknął z horyzontu. Dziewczynka sięgnęła po pióra, ale nie zdążyła ich złapać, gdyż wiatr porwał je do góry, a przed małą wyrósł ptak zupełnie niepodobny do poprzedniego. Patrzyły na nią teraz małe, czarne oczy niczym paciorki.
- Widzisz to drzewo? – zagadnął jak gdyby nigdy nic skrzydlaty nieznajomy. – Jego gałęzie sięgają nieba. O, tutaj – wskazał jej czubkiem skrzydła – stykają się z chmurami. Co możesz o nim powiedzieć?
- Jest… piękne – powiedziała nieco wystraszona, wciąż niepewna towarzysza.
- Owszem. Wiesz dlaczego? Jest stabilne. Niezachwiane. Jest mu dobrze z tym, co ma. Nie musi wzlatywać ponad ziemię, by posmakować tego, co na górze. Szanuje to, co posiada i umiejętnie z tego korzysta. Ludzie powinni brać przykład z drzew. Zapuszczać korzenie i nie wyrywać ich z ziemi… Pozwolić sobie na to, aby rosnąć i rozwijać się zgodnie z samym sobą, akceptować swoje jestestwo i nie próbować być kimś innym. To nienaturalne. Ten dąb stoi tutaj sam, z dala od innych drzew, ale nie jest samotny. Codziennie kłania się słońcu, codziennie gości między konarami wiatr… Daje schronienie w cieniu takim jak ty. Dbaj o to, by wyrosnąć na taki piękny dąb, moja mała. Nie wyrywaj swoich korzeni. Są delikatne, tak łatwo je złamać… Nie pozwól na to. Nie daj się. Nawet, gdy wiele proponują - tutaj spojrzał na różnokolorowe piórka pozostawione przez Gołębicę. – To ty decydujesz, jak ma wyglądać twoje Miejsce. 
Powiedziawszy to zamachnął się skrzydłami i wzleciał w powietrze. Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie spojrzał już w dół. Dziewczynka pożegnała ptaka, machając dłonią. Odwróciła się twarzą do słońca, ukłoniła się mu, zatańczyła z wiatrem i złapała czarne piórko, które spadło jej pod nogi. Wetknęła je w mysie włosy i uśmiechnęła się. Zrozumiała, że tak naprawdę nigdy nie była samotna... A puchate pióra Gołębicy zabrane zostały przez wiatr w dalszą drogę, szukając dla siebie innego terytorium.