Miała się tu znaleźć notka, w której narzekać będę na ludzi w przedświątecznym amoku. Miałam też napisać rozprawkę o tym, że niektórzy nie mają za grosz empatii dla kogoś, kto cierpi z tego samego powodu, z którego oni się cieszą i nie mają problemu z tym, by się tym chwalić, choć dobrze znają sytuację drugiej osoby. Miałam wylać swoje żale, spuścić zebrany jad.
Ale po co? Otrzepię kolana, wytrę łezkę z kącika i pójdę dalej. Dostaję to, co powinnam. Po coś się to dzieje. Może mi się to nie podobać. Mogę na to kląć. Z czasem wyjdzie mi to na dobre. Prawda...?
Pod warunkiem, że wierzysz, ze to co robisz ma sens. Bo jeśli robisz coś, dla samego robienia, to niczego to nie zmienia. I koło się zamyka. Jednak życzę Ci, aby twoje trudy przyniosły z czasem owoce :)
OdpowiedzUsuń