Ktoś mnie wsadził do tego pociągu. Niespodziewanie. I jadę tak, bez biletu. Pasażer na gapę... Pasażer - gapa. Podróż w jedną czy dwie strony? Poza granice czy w obrębie znanej strefy?
A co, jeśli jesteśmy tylko gwiazdami skrzącymi się na nocnym niebie? Tkwimy w miejscu, czasem spadamy, a nasz upadek spełnia wcześniej niespełnione. Świecimy, by ostatecznie zgasnąć. Małe trybiki w wielkiej machinie wszechświata.
Tańczymy, jak nam grają. Chociaż wcale nie umiemy do tego tańczyć. I nie chcemy tańczyć. Stawiamy stopy w niemym tańcu zniewolenia. Dla czego? Dla jakiej idei?
Dźwięk poza dźwiękiem, świadomość poza pojmowaniem.
Wysiadam. Nie wiem, gdzie jestem. Ale JESTEM. I pójdę, pójdę przed siebie. Zatańczę według tylko mi znanych rytmów, zanucę tylko mi znaną melodię. Nie będę tkwić w miejscu. Nie upadnę. Będę świecić moim blaskiem. Znajdę swoją galaktykę bez granic... Nim zgasnę.